Nie każdy od najmłodszych lat wie, co będzie w życiu robić. Ale nie Martyn Lawrence Bullard, który od zawsze chciał zostać gwiazdą Hollywood.
Tekst: Karolina Karbownik
Urodził się w stolicy Wielkiej Brytanii. Już w młodym wieku towarzyszył ojcu w wyprawach na londyńskie pchle targi. Uwielbiał szperać w starociach. Miał rękę do wyszukiwania prawdziwych perełek, które później sprzedawał z nawiązką. Zanim ukończył szesnaście lat, miał już swoich stałych klientów – kolekcjonerów i dilerów antyków. Zainteresowanie starociami zachęciło Martyna do nauki historii architektury, sztuki i designu. Wiedzę tę chłonął, ale jego marzenia wciąż odpływały do Hollywood. W końcu postanowił przeznaczyć zarobione ze sprzedaży antyków pieniądze na podbój Ameryki. Miał zaledwie siedemnaście lat.
Realizację swoich ambitnych planów rozpoczął od wstąpienia do prestiżowej i słynnej szkoły aktorskiej – The Lee Strasberg Theatre And Film Institute. Tu jednak Martyn szybko zauważył, że droga do sławy wcale nie jest usłana różami. Koszty nauki i utrzymania się w obcym mieście okazały się wyższe, niż szacował je wcześniej, dlatego Bullard musiał znaleźć dodatkowe źródło dochodów. Wrócił do tego, co robił wcześniej w Anglii: wyszukiwania drobnych antyków i odsprzedaży ich po wyższej cenie. Najczęściej były to artykuły dekoracyjne i biżuteria. Drogę do marzeń aktorskich realizował biorąc udział w castingach, na które coraz częściej był zapraszany. Z upływem czasu zaczął dostawać drobne role filmowe i poznawać ludzi związanych z kinem. Podczas pracy na planie „W dniu mojej śmierci ocknąłem się wcześnie” zaprzyjaźnił się z jednym z producentów filmu. Zaprosił go do siebie na kolację. Ów producent był zachwycony małym, czarująco udekorowanym domem, który Martyn wynajmował w West Hollywood. Wnętrze to tak mu się spodobało, że poprosił młodego aktora o pomoc w aranżacji nowych biur The Hollywood Film Works. Bullard uznał, że ta propozycja może pomóc mu w karierze aktorskiej – przyjął ją bez wahania. Dalej poszło z górki… Kalendarz szybko się wypełniał. Ale nie pracą na planie filmowym, a zleceniami projektów i aranżacji wnętrz. Anglik był wręcz rozchwytywany. Wnętrza, które zaaranżował dla amerykańskiej supermodelki, Cheryl Tiges, pojawiły się w prestiżowym magazynie „Elle Decor” i na okładkach czasopism na całym świecie. Nie milkły telefony ze zlecaniami od takich postaci jak Cher, Kid Rock, Eva Mendes, Tommy Hilfinger, Sharon Osbourne, Christina Aguilera czy Tamara Mellon. Świętując dziesięciolecie swojej pracy przy aranżacji wnętrz w 2011 roku, Martyn Lawrence Bullard wydał album zatytułowany „Live, Love and Decorate”, w którym chwalił się swoimi realizacjami. A rzeczywiście trzeba przyznać, że miał czym. Wstęp do tej książki napisał jeden z jego stałych klientów, Sir Elton John. Oprócz prywatnych rezydencji, Bullard projektuje również wnętrza lokali komercyjnych, m.in. sklepów i hoteli. Zaufali mu właściciele butików sieci Jimmy Choo, a także hotelu Colony Palms Hotel. Do dzisiaj zdjęcia realizacji Martyna Lawrenca Bullarda pokazywano w ponad czterech tysiącach publikacji na całym świecie, w tym w tak prestiżowych tytułach, jak: „Arcihtectural Digest”, „House & Garden”, „Vogue”, „New York Times”, „Luxe Interiors + Design”, „W” i „House Beautiful”.
Martyn Lawrence Bullard nie oszczędza. Odważnie zestawia kolory, różnorodne faktury, bogate kształty i wzory. Projektant przywiązuje niemałą uwagę do szczegółów, oświetlenia i roślin w pomieszczeniach (uwielbia orchidee). O stylu Bullarda mówi się: „spotkanie blasku Hollywood z etniczną egzotyką”. Opisuje się go słowami: luksusowy, wysublimowany, wygodny, beztroski, eklektyczny. Projektant czerpie inspiracje z podróży po całym świecie. Przywozi z nich wiele pamiątek. Czy jest w Nowym Jorku, Londynie czy Casablance – musi znaleźć czas na zakupy. Nie boi się splatać ze sobą różnych stylów, swobodnie przełamuje konwencje. Potrafi odnaleźć się tak w klimatach orientalnych, jak i wielkomiejskich czy modernistycznych. I wciąż pielęgnuje swoją miłość do antyków, które stara się wykorzystywać tam, gdzie tylko może. Nie boi się przepychu. I wciąż idzie na przód. Dziś projektowanie i dekorowanie wnętrz już mu nie wystarcza, dlatego swoją niebywałą kreatywność przekuwa w linie autorskich produktów. Tworzy kolekcje tkanin, tapet, mebli i świec. Część z nich firmowana jest nazwiskiem samego Bullarda, a część to wynik współpracy z takimi markami jak Board Brokers czy The Rug Company.
Bullard ma na koncie wiele nagród, a także obecność na liście stu najlepszych projektantów według „Architectural Digest”. Zdecydowanie jest gwiazdą w swoim fachu, a także w telewizji. Nikt już chyba nie wyobraża sobie programu „Million Dollar Decorators” bez jego udziału. Pojawił się także w „Hollywood Me” i jest częstym gościem w „The Talk” prowadzonym przez Sharon Osbourne. W końcu zawsze warto rozmawiać ze swoimi klientami.
Czas generowania strony: -1734868186,89s