Chociaż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że we wnętrzach urządzonych w duchu maksymalizmu wszystkie chwyty są dozwolone, to jednak obowiązują pewne zasady. Chaos jest tylko pozorny. Sztuka łączenia faktur, kolorów, deseni i form – to w gruncie rzeczy nie jest łatwe zadanie, zwłaszcza dla niewprawnego oka. Maksymalizm nie jest przypadkowym zestawieniem form i materiałów, zagraconą, czysto przypadkową bezładną przestrzenią, ale skrupulatnie zaprojektowaną i przemyślaną formą. Bardzo istotne jest odpowiednie dobranie kolorów, form, tekstur. Żeby powstała stylistyczna dysharmonia musimy zapanować nad czystym układem funkcji oraz dokładnie zaplanować użycie materiałów i dodatków. Określić styl. Pomysł musi być konsekwentny na każdym etapie projektowania, a kompozycja wnętrza dokładnie zaplanowana. Pod zewnętrznym nieładem kryje się zawsze przemyślana idea projektanta. Aby uwydatnić niepowtarzalny charakter wnętrza, warto skupić się na indywidualizmie przedmiotów. Maksymalizm nie lubi katalogowej sztywności i komercyjnych rozwiązań. Liczy się oryginalność, niepowtarzalność, pomysł. Unikajmy przeładowania formą, materiałami, teksturami. Jeśli wnętrze będzie zbyt przepełnione nie uzyskamy zamierzonego efektu. Nie bójmy się tworzyć zestawień, bawmy się kontrastami, ale nie przekraczajmy granic. Żeby nie powstał pozbawiony smaku kicz, warto narzucić sobie nieco estetycznego rygoru.
W tym roku największe marki wnętrzarskie stawiają na… maksymalizm. Obowiązujące przez lata hasło „less is more” zmieniamy na „more is more”! Czym tak naprawdę jest ten modny trend? Trudno jednoznacznie go zdefiniować. Jak się okazuje jest on dość pojemny. Można go porównać do dużego zbioru, w którym znalazły się inne modne tendencje. Bo w maksymaliźmie łączy się wiele wątków stylistycznych: ponadczasowa klasyka, egzotyczne etno, skandynawska przytulność, nowoczesna sztuka…I co najważniejsze, pomimo pozornego „miszmaszu” wszystko do siebie pasuje.
Wnętrza urządzone w zgodzie z najnowszym trendem urządzamy „na bogato”, ale ze smakiem, tak żeby nie otrzeć się o kicz. Co lubi maksymalizm? Przede wszystkim kolory. Niekoniecznie krzykliwe, ale wyraziste. Koniec ze smutnymi wnętrzami, w których rządzą odcienie szarości lub beżu. Jeśli nie chcemy z nich rezygnować, spróbujmy je przełamać akcentami w odważnych kolorach. Nie bójmy się wzorzystych tapet, mają teraz swoje pięć minut. Duże tropikalne liście to nadal wielki szał w świecie wnętrz. Zaryzykujmy zestawiając je z innymi deseniami na poduszkach, narzutach czy dywanach. Zasada „mix&match” w tym trendzie jak najbardziej się sprawdza. We wnętrzu urządzonym w duchu maksymalizmu nie może zabraknąć welurowych tkanin, dodatków w kolorze mosiądzu i starego złota. Połyskujące plusze świetnie pasują zarówno do intensywnych jak i przygaszonych kolorów, a także do pozłacanych lub bogato zdobionych dodatków. Rozłożyste sofy i fotele obite miękkim aksamitem wyglądają zjawiskowo. Ich luksusowy charakter podkreślą meble ze szlachetnego drewna. Ale uwaga! Jasne, naturalne odcienie powoli odchodzą do lamusa. Do łask wracają gatunki egzotyczne, często lakierowane na wysoki połysk.
Szlachetne materiały wnoszą do przestrzeni poczucie komfortu, ale też przytulności i ciepła. Odważniejsi mogą się pokusić o jeszcze bardziej awangardowe rozwiązania - barwne wzory malowane na sufitach, ścianach, a nawet meblach. Geometryczne lub abstrakcyjne kompozycje wprowadzą do wnętrza klimat artystycznego szaleństwa.
Nawet skandynawskie marki kojarzone dotąd z minimalizmem, na ostatnich tragach w Mediolanie wypuściły produkty będące odpowiedzią na dominujący trend. Wystarczy zajrzeć do katalogu IKEA, żeby zobaczyć, że jest on pełen bogatych deseni, intensywnych kolorów, welurowych tkanin i pozłacanych dodatków.
Czas generowania strony: -1735253737,67s