Wywiad z wieloletnią dyrektorką Instytutu Wzornictwa Przemysłowego; wykładowczynią uniwersytecką; krytyczką, badaczką i promotorką designu; konsultantką i specjalistką w dziedzinie zarządzania designem i rozwojem produktu; prywatnie kolekcjonerką.
Skończyła Pani historię sztuki. Już na studiach skoncentrowała Pani swoją uwagę na designie: spotykała z projektantami, odwiedzała wzorcownie fabryk, podróżowała, a wreszcie przygotowała znakomity projekt dyplomowy — wystawę pokazywaną później za granicą, w Meksyku i USA.Pani zainteresowania były wówczas ewenementem. Nie było uniwersyteckiego backgroundu. Musiała Pani przecierać szlaki. Kto był wówczas dla Pani autorytetem? Kto Panią wspierał? Jak wyglądał proces budowania warsztatu badaczki i krytyczki designu?
Miałam duże poparcie moich mentorów z Instytutu Historii Sztuki UW. Przede wszystkim wsparciem była prof. Anna Sieradzka, która zgodziła się być promotorką mojej pracy o polskim szkle oraz prof. Maryla Poprzęcka — dyrektor Instytutu, recenzentka mojej pracy. Poza tym wspierali mnie specjaliści z Instytutu Wzornictwa Przemysłowego: Stanisław Trzeszczkowski oraz Viola Damięcka — dzięki nim mogłam pokazać, a potem wywieźć w świat moją wystawę, czyli Szklaną partyzantkę. Prof. Paweł Banaś z Wrocławia przekazał mi wielką wiedzę, podobnie prof. Irena Huml z Instytutu Sztuki PAN. Tuż po studiach udało mi się wyjechać na stypendium Fundacji Kościuszkowskiej do Nowego Jorku i to ukształtowało mój warsztat na lata. Na swojej drodze spotkałam też projektanta szkła Wiesława Krysiaka, który zabrał mnie do polskich hut i dzięki niemu poznałam najlepszych polskich projektantów – starą szkołę, legendy. Uczyłam się więc z jednej strony od teoretyków, a z drugiej równolegle od praktyków i na tym polegał mój sekret sukcesu.
Przez 8 lat kierowała Pani Instytutem Wzornictwa Przemysłowego, wprowadzając w życie wiele istotnych projektów, które zmieniły sposób postrzegania designu w Polsce. Mając na uwadze, jak niewiele instytucji poruszających się w tym obszarze funkcjonuje w Polsce, była to praca pionierska. Jak Pani ją wspomina?
Doskonale. Instytut Wzornictwa Przemysłowego to instytucja legenda. Założycielka — prof. Wanda Telakowska — zadbała od początku o bardzo wysokie standardy badawcze w IWP, ale i praktyczny wpływ na rzeczywistość projektową w Polsce. Ja miałam szansę zbudować nowy zespół, wprowadzić na salony kierunek studiów podyplomowych Design Management z SGH i wydać podręcznik dla zarządzających designem. W czasie mojej pracy w IWP realizowaliśmy wiele pionierskich projektów, niektóre jako pierwsi w Europie. Dzisiaj nie muszę już tłumaczyć dziennikarzom, czym jest design, a gdy przyszłam do pracy w IWP od tego zaczynaliśmy każdy wywiad!
Marcin Wicha w swojej książce Jak przestałem kochać design podał ciekawy przykład pokazujący, jak projektowanie zmienia rzeczywistość. Źle przemyślana karta do głosowania może mieć wpływ na wynik wyborów. Prowadzi Pani działalność konsultingową dla firm, dzieląc się swoim know-how na temat możliwości i potencjału, który tkwi w projektowaniu. Czy przedsiębiorcy i szerzej — Polacy jako konsumenci — stają się tego świadomi?
Oczywiście, tak samo, jak inni konsumenci na świecie. Nasz skok cywilizacyjny jako konsumentów jest spektakularny. Są kraje, w których kultura projektowania jest bardzo rozwinięta, a są kraje, w których nie przykłada się do tego tak wielkiej wagi. I to nie dotyczy tylko Polski. Tam, gdzie projektanci mają wpływ na sferę publiczną i realnie współpracują z biznesem, tam ludziom mieszka się nie tylko piękniej, ale przede wszystkim łatwiej, bezpieczniej i wygodniej. Biznes osiąga tam lepsze wyniki i wyższe marże, a marki są znane i rozpoznawalne na świecie. Polacy już dzisiaj mogą powiedzieć, że weszli do tej ligi, a nasi klienci są coraz bardziej wymagający. I bardzo dobrze.
Opracowała Pani autorską metodologię pozwalającą przewidzieć najsilniejsze trendy stylistyczne. Jakie czynniki pozwalają Pani rokować, co będzie modne?
To nie jest tylko kwestia mody. Megatrendy takie jak zmiany demograficzne (dłużej żyjemy) albo technologiczne (cyfryzujemy wszelkie dziedziny życia) albo społeczne (więcej ludzi żyje w związkach bez oficjalnego ślubu) mają wpływ na to, jakie produkty będą się sprzedawały. Ktoś, kto potrafi przewidzieć nie tylko, jakie produkty, ale jaka ich stylistyka, czy estetyka przyjmie się na rynku, ma dzisiaj pełne ręce roboty. Moja metodologia przydaje się producentom, którzy tworzą nowe kolekcje produktów oraz dystrybutorom, sieciom handlowym, które poszukują towarów, które będą chętnie kupowane przez konsumentów. Mam ciekawą pracę i lubię to, co robię. Świat się nieustannie zmienia i tropienie tych zmian w oparciu o twarde trendowe dane jest ciekawe.
Potrafi Pani prognozować, w którą stronę zmierza zainteresowanie odbiorców. Sam design rozwija się w bardzo różnych kierunkach — powstają nurty ekologiczne, interdyscyplinarne, popularność zyskuje design, który podważa znane kategorie poznawcze. Czy w samym designie również widzi Pani jakieś tendencje rozwoju?
Tak, projektanci dzisiaj dzielą się z grubsza na tych, którzy zajmują się stylizowaniem, dekorowaniem (świata zgodnie ze zmieniającymi się naszymi upodobaniami i zachowaniami) i tych, którzy chcą rozwiązać jego poważne problemy (np. nadchodzący brak wody, czy brak źródeł energii albo rozprzestrzeniającą się bezdomność). Jedni i drudzy są nam do szczęścia dzisiaj potrzebni, bo jedni i drudzy odpowiadają na nasze potrzeby lepszego życia.
Mieszka Pani w niesamowitym wnętrzu. Kiedy je zobaczyłam pomyślałam o książce Cosy Homes wydanej przez Gestalten, w której zaprezentowano mieszkania dalekie od perfekcji, ale prawdziwe, tętniące życiem i energią właścicieli. Sercem domu w Milanówku jest Państwa kolekcja, niesamowity wręcz zbiór pereł designu lat 60. i 70. W Pani przypadku nie można właściwie mówić o podziale na życie zawodowe i prywatne. Jedno przelewa się i zespala z drugim. Czym jest dla Pani ta kolekcja? Jak na co dzień radzi sobie Pani z bardzo prozaicznymi kwestiami, które towarzyszą jej posiadaniu — magazynowaniem, ewidencjonowaniem, dokumentowaniem?
Oj, to bardzo dobre pytanie. Największym problemem każdego kolekcjonera nie jest brak pieniędzy, ale brak…miejsca! Mam to szczęście, że ja i moja rodzina żyjemy otoczeni wyłącznie dobrze zaprojektowanymi przedmiotami. Przybywały latami. Wraz z kolejnymi realizacjami przywoziłam egzemplarze autorskie, ale i kupowaliśmy z mężem polski design poprzedniej epoki. Moje dzieci żyją w tym otoczeniu i wraz z wiekiem, szczególnie jak się wyprowadzają z domu, zaczynają doceniać i zauważać wartość tego otoczenia. Ale bez obaw — pijamy w filiżankach starych, dobrze zaprojektowanych, ale nie zastanawiamy się, czy się potłuką w każdym momencie... to nie muzeum tylko dom.
Państwa dom, po sesji dla portalu Patyna.pl i odkryciu dla świata kolekcji, której pozazdrościłoby Państwu niejedno instytucjonalne muzeum, znalazł się na ustach wielu osób zainteresowanych zarówno wnętrzami, jak i designem z tamtej epoki. Werner Jerke, z zawodu lekarz, prywatnie kolekcjoner polskiej sztuki współczesnej, otworzył niedawno Museum Jerke w Recklinghausen w Niemczech. To dosyć popularna tendencja na Zachodzie. Czy rozważa Pani powołanie do życia prywatnego muzeum designu?
Ha, ha. Szczerze mówiąc, ja go nie powołałam, ale już powoli zaczęłam się przyzwyczajać do odwiedzin i zwiedzania tej kolekcji. Rzeczywiście od czasu jak Patyna.pl, która moim zdaniem jest najlepszym polskim portalem do kupowania vintage designu, opublikowała naszą sesję, miałam już w domu: Japończyków, Francuzów, Anglików i Niemców, którzy na różne sposoby do mnie docierają, by móc zobaczyć fenomen polskiego designu. Ostatnio nawet jakiś znany hipsterski przewodnik dystrybuowany w najbardziej designerskich miejscach Europy i USA opublikował tę sesję za zgodą Patyny i opisał polski design zachwycony jego jakością. Cieszę się bardzo, że nasza pasja służy takiej promocji.
Polski design z lat 50-tych, 60-tych czy 70-tych, to przede wszystkim doskonałe przykłady szkła ręcznie formowanego i prasowanego, doskonała porcelana, porcelit, fajans czy kamionka z Ćmielowa, Chodzieży, Włocławka, Wałbrzycha czy Mirostowic, meble z fabryk, które zaopatrywały kiedyś i dzisiaj pół Europy, tkaniny, metaloplastyka czy oświetlenie. Mamy fantastyczne przykłady doskonałego designu. Nic tylko kolekcjonować skoro obcy nabywcy tak chętnie zaczynają wywozić je z Polski.
W trakcie studiów w ramach warsztatów etnograficznych prowadziłam badania wśród kolekcjonerów. Byli wśród nich tacy, którzy potrafili mówić o każdym przedmiocie godzinami. Ich życie to była kolekcja; jej każdy element — anegdota, wspomnienie, osoba. Czy przywiązuje się Pani do rzeczy? Jakie kryteria decydują o tym, co znajdzie się w Pani zbiorze? Czy myśli Pani o kolekcjonowaniu również w kategoriach inwestowania?
Oczywiście, że tak. Kolekcjonowanie, to bardzo dobra inwestycja z wysoką stopą zwrotu. Moje obiekty, niektóre dublety, sprzedaję między innymi za pośrednictwem Patyna.pl albo na aukcjach, ostatnio w Desa Unicum w Warszawie. Sprzedałam już pewnie ponad kilkaset obiektów, a posiadam ich dzisiaj grubo ponad 1400. Wiele przedmiotów nigdy nie opuści mojej kolekcji, ale są takie, których czas mieszkania z nami mija i wówczas idą do ludzi. Moje zainteresowania są proste: design, czyli sztuka polska od 45 roku do … Dobry polski design, po prostu. I wyjątkowe obiekty światowych projektantów, które cenię wyjątkowo.
Prowadzi Pani — niezwykle dynamicznie — profil na Facebooku, na którym dzieli się Pani opowieściami o zjawiskowych przedmiotach i pod hasztagiem #ludzieodrzeczy barwnie opisuje ich historie. Wokół profilu zgromadziła Pani stałych obserwatorów, którym z wielkim zapałem i cierpliwością wyjaśnia Pani różne zawiłości dotyczące np. detali konstrukcyjnych, kontekstu historyczno-kulturowego. W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że design jest komunikacją. A co z komunikacją designu? Język i sposób opowiadania, który Pani zaproponowała, pokazuje, że Polacy są ciekawi i otwarci na wiedzę, wystarczy tylko odpowiednio ją podać.
Moi czytelnicy facebookowej strony Bochińska Design są rewelacyjni. Upierdliwi jak mało kto. Ciągle do mnie wysyłają pytania i koniecznie chcą wiedzieć więcej. Niektórzy piszą w komentarzach, że dzięki tej stronie odkryli nowe pokłady estetyki i odkryli piękno polskich przedmiotów z dawnych lat! Nie ma dla mnie większego komplementu. Moim marzeniem jest taka sytuacja, gdy Polacy, tak jak Finowie czy Szwedzi, będą mieli w domu dawne wazony i serwisy i będą się z dumą chwalili nazwiskami ich projektantów! Dzięki tym czytelnikom znalazł się wydawca (wydawnictwo Marginesy), które wyda mój przewodnik dla kolekcjonerów i miłośników designu pod tytułem: Zacznij kochać dizajn. Jak kolekcjonować polską sztukę użytkową.
Jakie kwestie Pani w niej poruszy?
Książka będzie o kolekcjonowaniu, poszukiwaniu wiedzy, fałszerstwach (tak, tak design też się podrabia), o wycenianiu, sprzedawaniu i o tym, czego nie robić i czego nie kupować, gdy chce się zostać prawdziwym kolekcjonerem, a nie handlarzem starzyzną. Książka będzie miała tysiące zdjęć i mam nadzieję, przyda się wszystkim tym, którzy „u ciotki Ireny w segmencie za szybką” widzieli serwis z Ćmielowa, a nie wiedzieli, czy coś jest wart.
Czy specjalnie dla czytelników Dekorianhome.pl zdradzi Pani swoje ostatnie inspiracje wnętrzarskie: książkę, portal, sklep lub miejsce, które przyprawiło Panią o szybsze bicie serca?
Oczywiście Patyna.pl – najlepsza w Polsce miejscówka w sieci, gdzie można znaleźć, jeszcze cały czas w przystępnych cenach, polską sztukę użytkową do naszych domów – zrobiłam tam ostatnio znowu sporo zakupów. Poza tym świetne strony z designem na profilu MoMA w Nowym Jorku oraz Design Museum i Victoria & Albert Museum w Londynie — zawsze chętnie tam zaglądam, to kopalnia wiedzy. Ostatnio spędziłam wakacje w miejscu, którego wnętrze powaliło mnie swoją stylistyką. Centrum Łąkowa 1 w Radkowie, adres dla ludzi, którzy chcą aktywnie wypoczywać, chodzić po górach, jeździć na rowerze, pływać i to wszystko super funkcjonalnie w Górach Stołowych w Polsce z dobrym dojazdem autostradą. Przy tym zachwycająca architektura tego miejsca łącząca niebanalnie dawny piaskowiec, konstrukcję przedwojennego domu z piecem chlebowym i jego wygodnym klimatem z bardzo nowoczesnym loftem o otwartych przestrzeniach i widokowych, panoramicznych oknach z widokiem na góry oraz na osłodę z dawnym polskim designem do używania i życia na co dzień. Brawo dla właścicieli, którzy polski dobry nowy design łączą z dawnym i robią, to z wdziękiem, oddając go do używania innym. Cieszę się, że takie miejsca u nas powstają. Książka, którą teraz czytam i polecam, to biografia Dietera Ramsa, mojego ulubionego projektanta, twórcy sukcesu firmy Braun i pośrednio też… Apple’a, bo Jonathan Ive projektant naszych iPhonów czerpie garściami ze swojego mistrza.
Fot. Marcin Koniak dla Desa Unicum.
Strona www Beaty Bochińskiej: www.bochinska.com
Profil na Facebooku: www.facebook.com/Bochinska.Design1/?fref=ts
Czas generowania strony: -1731838575,77s